poniedziałek, 20 listopada 2006

babia góra

18-19.11.2006: przełęcz krowiarki 1012mnpm - sokolica 1367mnpm - kępa 1530mnpm - babia góra (diablak) 1725mnpm - przełęcz zimna 1609mnpm - przełęcz brona 1408mnpm - schronisko na markowych szczawinach 1188mnpm (nocleg) - przełęcz brona - mała babia góra (cyl) 1517mnpm (wschód słońca) - schronisko markowe szczawiny - szkolnikowe rozstaje 1101mnpm - mokry stawek - przełęcz krowiarki

poniżej pierwszy widok na pasmo babiej góry... ośnieżone stoki i szczyty wspaniale prezentują swe oblicza w świetle przedpołudniowego słońca...



po godzinie stajemy na sokolicy... widoki przepiękne... pogoda dopisuje, jednak silny wiatr coraz bardziej daje się we znaki...



idziemy dalej... wiatr staje się coraz silniejszy, jednak nie odstręcza od dalszej wędrówki... od czasu do czasu wpadamy po kolana w mokry śnieg...



hmnnn... zmienna pogoda w górach? oj, tak... przed chwilą słońce, w momencie jednak stajemy w gęstej mgle... widoczność spada do zaledwie kilkunastu metrów... nie ma szans na podziwianie jakichkolwiek widoków... coraz silniej wieje, coraz trudniej złapać oddech...


po chwili jednak znów wyłania się piękno krajoobrazu...



coraz bliżej szczytu babiej... gdzieś zza chmur wyłaniają się tatry... hmnnn, może następnym razem właśnie tam...



w końcu stajemy na szczycie babiej... już wiem dlaczego "diablak" - bo wieje jak diabli! rzuca nas na lewo i prawo, a piliśmy dziś jedynie herbatę :D jedyną ostoją ciszy jest kamienny mur chroniący od wiatru... a ten jest coraz silniejszy... tak silny i porywisty, że wyrywa z rąk dosłownie wszystko, nawet mojego solidnego, ciężkiego nikona...


za murem czekamy na wyłaniające się zza chmur i mgły widoki...



kilka chwil na szczycie i idziemy dalej... nadal wieje, co dodaje wyprawie dramaturgii, ale i też niezłej komedii... "trochę tu wieje, co nie?!" :D



wieczór na przełęczy brona... kilka fotek i schodzimy do schroniska na nocleg...



poranek dnia następnego i ponownie stajemy na przełęczy brona... pobudka o 5.30 i maszerujemy na małą babią, by uchwycić pierwsze promienie słońca nad babią górą...




hmnnn... stajemy na małej babiej... widoczność kiepska... góry przykrywa gęsta mgła... no ale czekamy, może coś z tego wyjdzie...


no i wyszło... może nie był to pocztówkowy wschód słońca, ale i tak jakże piękny!





schodzimy do schroniska... jemy śniadanie, pakujemy się i wracamy na przełęcz krowiarki... łagodne zejście przez sulowe szczawiny i dalej przez szkolnikowe rozstaje i mokry stawek żegna nas z babią górą...




zdjęć z zejścia brak, bo ktoś zapomniał naładować baterii aparatu (czyt: ja zapomniałam) i na tym etapie aparat zdechł... na całe szczęście dopiero teraz... uff ;)