poniedziałek, 4 grudnia 2006

pilsko

02-03.12.2006 - beskid żywiecki

sopotnia wielka pks - kotarnica 1156mnpm - romanka 1366mnpm - hala łyśniowska - hala pawlusia - hala rysianka - trzy kopce 1216mnpm - palenica 1343mnpm - hala miziowa schronisko pttk (nocleg) - PILSKO 1557mnpm - hala miziowa - hala górowa - buczynka 1205mnpm - uszczawne wyżne 1145mnpm - uszczawne niżne 1051mnpm - hala malorka - przełęcz przysłopy - sopotnia wielka pks

sobota - pobudka o 4.00, jedziemy... w sopotni parkujemy tuż przed 9.00... nie wychodzimy z samochodu dopóki nie usłyszymy w radio końcowego wyniku półfinałowego meczu mistrzostw świata w siatkówce... polacy wygrali, ok - możemy ruszać... na szlak wchodzimy kilka minut później... przechodzimy przez kilka domostw sopotni wielkiej i po chwili znajdujemy się na osłoniętym drzewami czarnym szlaku...

po niecałych dwóch godzinach po raz pierwszy naszym oczom ukazuje się pilsko - cel naszej wędrówki...

pogodę mamy przepiękną... lekki przymrozek, słońce, bardzo dobra widoczność... aż trudno uwierzyć, że to grudzień...





ok 14.00 wchodzimy na halę pod rysianką... krótka przerwa na posiłek i ruszamy dalej... hmnnn... trochę późno, dopiero połowa drogi za nami... nie tak jak planowałam...


tak, za późno... dzisiaj już nie wejdziemy na pilsko... słońce coraz niżej, nad koronami drzew pojawia się czerwona tarcza zachodzącego słońca... czas wyciągnąć czołówki i schować aparat... droga wiedzie przez las, za parę chwil będzie już zupełnie ciemno...

coraz ciemniej... coraz węższa ścieżka... jest ślisko, zaczyna wiać... a do schroniska jeszcze ok godziny drogi...


do schroniska wchodzimy kilka minut po 18.00... w sumie po prawie dziewięciu godzinach wędrówki... gorący prysznic, ciepła herbata i kładziemy się spać... pobudka o 6.00 by naszym oczom ukazał się przepiękny widok na babią:


poniżej schronisko w całej swej okazałości... luksusowe warunki, jak na dotychczas poznane beskidzkie schroniska...

wschód słońca na pilsku 1557mnpm... piękny widok na babią skąpaną w morzu chmur... z drugiej strony tatry, a nad nimi pierwsze promienie wschodzącego słońca...



wprost nie mogę się napatrzeć na babią niemal płynącą w powietrzu na dywanie obłoków...


ponownie schronisko na hali miziowej... pakujemy się, jemy śniadanie i ruszamy w drogę powrotną... tym razem inną trasą...

ostatnie spojrzenie na babią, na pilsko... poniżej kilka zdjęć z zejścia...









zamieszkać w górach w jednej z takich chat... na odosobnieniu... w zupełnej ciszy, z dala od hałasu i zgiełku szarych miast - marzenie...

poniedziałek, 20 listopada 2006

babia góra

18-19.11.2006: przełęcz krowiarki 1012mnpm - sokolica 1367mnpm - kępa 1530mnpm - babia góra (diablak) 1725mnpm - przełęcz zimna 1609mnpm - przełęcz brona 1408mnpm - schronisko na markowych szczawinach 1188mnpm (nocleg) - przełęcz brona - mała babia góra (cyl) 1517mnpm (wschód słońca) - schronisko markowe szczawiny - szkolnikowe rozstaje 1101mnpm - mokry stawek - przełęcz krowiarki

poniżej pierwszy widok na pasmo babiej góry... ośnieżone stoki i szczyty wspaniale prezentują swe oblicza w świetle przedpołudniowego słońca...



po godzinie stajemy na sokolicy... widoki przepiękne... pogoda dopisuje, jednak silny wiatr coraz bardziej daje się we znaki...



idziemy dalej... wiatr staje się coraz silniejszy, jednak nie odstręcza od dalszej wędrówki... od czasu do czasu wpadamy po kolana w mokry śnieg...



hmnnn... zmienna pogoda w górach? oj, tak... przed chwilą słońce, w momencie jednak stajemy w gęstej mgle... widoczność spada do zaledwie kilkunastu metrów... nie ma szans na podziwianie jakichkolwiek widoków... coraz silniej wieje, coraz trudniej złapać oddech...


po chwili jednak znów wyłania się piękno krajoobrazu...



coraz bliżej szczytu babiej... gdzieś zza chmur wyłaniają się tatry... hmnnn, może następnym razem właśnie tam...



w końcu stajemy na szczycie babiej... już wiem dlaczego "diablak" - bo wieje jak diabli! rzuca nas na lewo i prawo, a piliśmy dziś jedynie herbatę :D jedyną ostoją ciszy jest kamienny mur chroniący od wiatru... a ten jest coraz silniejszy... tak silny i porywisty, że wyrywa z rąk dosłownie wszystko, nawet mojego solidnego, ciężkiego nikona...


za murem czekamy na wyłaniające się zza chmur i mgły widoki...



kilka chwil na szczycie i idziemy dalej... nadal wieje, co dodaje wyprawie dramaturgii, ale i też niezłej komedii... "trochę tu wieje, co nie?!" :D



wieczór na przełęczy brona... kilka fotek i schodzimy do schroniska na nocleg...



poranek dnia następnego i ponownie stajemy na przełęczy brona... pobudka o 5.30 i maszerujemy na małą babią, by uchwycić pierwsze promienie słońca nad babią górą...




hmnnn... stajemy na małej babiej... widoczność kiepska... góry przykrywa gęsta mgła... no ale czekamy, może coś z tego wyjdzie...


no i wyszło... może nie był to pocztówkowy wschód słońca, ale i tak jakże piękny!





schodzimy do schroniska... jemy śniadanie, pakujemy się i wracamy na przełęcz krowiarki... łagodne zejście przez sulowe szczawiny i dalej przez szkolnikowe rozstaje i mokry stawek żegna nas z babią górą...




zdjęć z zejścia brak, bo ktoś zapomniał naładować baterii aparatu (czyt: ja zapomniałam) i na tym etapie aparat zdechł... na całe szczęście dopiero teraz... uff ;)